poniedziałek, 3 grudnia 2012

Trzy.

Po wypaleniu skrętów udaliśmy się z powrotem na górę by zamówić jeszcze jedną porcję alkoholu. Kiedy doszliśmy do baru lokal opuszczało coraz więcej zalanych osób. Wpadłem na pewnie pomysł, można powiedzieć zabawę.
-Pobawimy się procentami?- zaśmiałem się do brunetki i wytłumaczyłem jej zasady gry. Otóż w całej zabawie chodziło o to, że wskazujemy barmanowi butelki których zawartość ma wlać do szklanki, tak naprawdę nie wiemy co zawierają butelki dlatego często z mieszaniny napojów wychodzi niezła mieszanka wybuchowa. Kiedyś grałem w to z przyjaciółmi. Ronnie usłyszawszy o pomyśle uśmiechnęła się szelmowsko i usiadła na czerwonym krześle tuż obok czyszczącego kieliszki barmana. Brunetka wytłumaczyła mu o co chodzi i rozpoczęliśmy zabawę. Dziewczyna wybierała kolejne butelki, których zawartość mieszała się w szklance. Po jej głosie wywnioskowałem, że boi się wypić swojego napoju. By dodać Ronnie otuchy wybrałem swoją mieszankę i wypiłem ją duszkiem- okazało się, że wszystkie wybrane przeze mnie butelki zawierały sok. Barman kombinował z kompozycjami napojów procentowych, a nam było coraz milej. Po szóstej, czy siódmej kolejce, zauważyłem, że z brunetką nie jest najlepiej. Dziewczyna momentalnie zbladła i delikatnym ruchem zeskoczyła z barowego krzesełka. Podparłszy się o blat i wolnym krokiem ruszyła w stronę wyjścia. Zapłaciłęm szybko barmanowi i ruszyłem za Ronnie. Zapytałem czy jej czy wszystko w porządku, zaproponowałem pomoc ale dziewczyna tylko odburknęła coś w stylu, że nie potrzebuje żadnej pomocy. Wszystko byłoby ok. gdyby nie ton jej wypowiedzi- Ronnie wypowiedziała te słowa jakby do najgorszego wroga. W jednej chwili czas wieczoru z nią prysł. Nie wiem dlaczego lecz czułem, jeszcze przed sekundą, że dziewczyna jest inna, że może uda nam się zaznajomić, spotykać… wydawało mi się, że znajomość z nią może być jedną z najciekawszych przygód w moim życiu. Krew się we mnie zagotowała kiedy dziewczyna spojrzała na mnie wzrokiem zabójcy i przez zęby wysyczała:
-Myślałeś, że pójdę z Tobą do łóżka za te wszystkie drinki, że jestem zwykłą dziwką? Zdobędziesz mnie jak wszystkie inne, przelecisz mnie i już więcej się nie zobaczymy?- Ronnie uśmiechnęła się z pogardą i patrząc mi prosto w oczy, wypluła kolejne nasycone jadem słowa- Kochanie, ja poznałam już wielu takich jak ty, i nigdy nie dałam się nabrać na te błyszczące oczka i kasę? Wybacz Justinie, ale nie jestem z tych.- dziewczyna odwróciła się na pięcie, i słabym krokiem podeszła do drzwi wyjściowych. Mało myśląc kiwnąłem na Chrisa (tutejszego DJ) by puścił jedynkę, stary kumpel od razu wiedział o co chodzi. Bit nowej piosenki rozniósł się echem po klubie, a ja schwytawszy mikrofon zrzucony z góry zacząłem śpiewać:
You’re beautiful, beautiful you should know it.. I think is time, to show it… you’re beautiful, beautiful.. yehh…- Chłopcy z ekipy wiedzą co robić, cała piątka rzuca wszystko i podbiega do mnie, by dać show. Bieber Show. Gdyby nie Christian całe przedstawienie by nie wyszło lecz on tu jest i doskonale wie co robić.  Tancerze z Believe Tour radzą sobie świetnie podczas pierwszej zwrotki, ale czas na refren. Nie jestem pewien czy mój upity umysł dobrze pamięta słowa piosenki  i nie fałszuje, po zaledwie kilku sekundowym namyśle stawiam jednak na zaśpiewanie-All Around The World.. people want to be loved.. yehh…- po chwili słyszę już bit piosenki Boyfriend, brawo dla Beadelsa który świetnie wszystko zapamiętał. Elita która została w klubie już wie co się święci, Bieber podryw part one. Dziewczyny już ruszają się w rytm piosenki, ale nie Ronnie- ona stoi nieruchomo, z wbitym we mnie wzrokiem. Uśmiecha się, widzę to. If I was your boyfriend, i never let you go… baby take your chance… I got money…- wyjękuje z siebie następne słowa- Swag, swag, swag on you…  Pięć… cztery… trzy… dwa… jeden… zgodnie z umową Alfredo rzuca do mnie gitarę a ja zaczynam grać powoli podchodząc do dziewczyny. I’d like to be everything you want…- uśmiecham się seksownie, jestem już tak blisko celu- Het girl let me talk to you… If I was your boyfriend… I never let you go…- widzę w oczach dziewczyny ten dobrze znany blask, mam już jej dotknąć, by złożyć na jej malinowych ustach pocałunek ale nie… coś w niej nagle niszczy mój trud, coś wymazuje błysk w oku Ronnie. Ona jest inna…- przechodzi mi przez głowę ta myśl kiedy dziewczyna podnosi rękę i uderza mnie z całej siły w  twarz. ‘’PLASK’’ tak oto dźwięk rozbrzmiewa po całym klubie, razem ze stukotem obcasów odchodzącej dziewczyny. Jeśli byłbym sobą nawyzywał bym siebie od dupków, ale nie moje dzisiejsze ja mi nie pozwala. Wkurzony na całego odwracam się a miliony dziewczyn idzie za mną, szczebiocą moje imię bo liczą na seks ze mną. O nie, nie dzisiaj. Szybkim krokiem wychodzę na zewnątrz i kompletnie zapominając o wypitym alkoholu wsiadam z kółku srebrnego samochodu z piosenki odśpiewanej przed minutą. Odpalam silnik i wyjeżdżam z parkingu klubu. Pędzę przez miasto nie zważając na znaki drogowe, zakazy czy nakazy. Dzięki prędkości którą osiągnąłem pod hotelem znajduję się po pięciu minutach. Kluczyki do samochodu oddaje parkingowemu i wbiegam do hotelu. Wjeżdżając windą na dwudzieste któreś piętro szukam klucza do pokoju. Okazało się, że moja zguba spoczywała w lewej kieszeni. Szybkim krokiem przemierzam hotelowy korytarz. Ze zdenerwowania nie mogę otworzyć drzwi, po kilku nieudolnych próbach- udało mi się. Wparowałem do pokoju i rzuciłem w bok czarną kurtkę. Podszedłem do barku gdzie trzymałem jakąś wódkę czy inny alkohol, miałem ochotę upić się to nieprzytomności. Chwyciłem pierwszą lepszą butelkę, odkręciłem ją i łapczywie wypiłem kilkanaście łyków. Odstawiałem butelkę i sięgnąłem po schowane w szufladzie zielone tabletki. Bez problemu otworzyłem saszetkę z narkotykiem i połknąłem dwie czy trzy tabletki. Miałem już sięgnąć po butelkę z alkoholem by pomóc sobie przełknąć zielone tabletki ale usłyszałem znajomy głosy który dobiegał z rogu pokoju.
-Justin, dlaczego?- Nienawidziłem tego płaczącego głosu.
-Mamo…- szepnąłem idąc w stronę kontaktu by zapalić światło. Pstryk, Pattie siedziała w rogu pokoju i szlochała. Szybkim krokiem podszedłem do niej i objąłem ją mocno.
-Skarbie, dlaczego?- kobieta wtuliła się we mnie ocierając łzy które cisnęły jej się do oczu.-Nie uwierzyłam im kiedy mówili, że z Tobą źle, nie mogłam Ci pomóc bo nie mogłam uwierzyć, że mogłeś to zrobić…- mama wtuliła się we mnie jeszcze mocniej i zaniosła się od płaczu.
-Tak cię przepraszam…- wyszeptałem prosto do jej ucha. Tak bardzo bolało mnie rozstanie z mamą, tak bardzo ją kochałem. Ona starała się o przyzwoite życie dla mnie kiedy byłem mały, radziła sobie ze wszystkimi problemami. Urodziła mnie kiedy miała osiemnaście lat- dlaczego więc ją krzywdzę? Oczy zaczynały piec mnie od powstrzymywania łez, nie chciałem tak żyć. Nie pomyślałem o tym co może się stać, po prostu rozpocząłem to życie. To z dnia na dzień weszło mi w krew, stało się rutyną. Chcę przestać, nie mogę powodować łez mojej mamy. Tylko, ja już nie umiem inaczej żyć.
Kiedy byłem jeszcze sobą…

*
No i pierwszy rozdział ode mnie na blogu :) Jak widzicie oczami Justina. ^^ Mam nadzieję, że wam się podoba. 

wtorek, 20 listopada 2012

Dwa.


                Oj chyba jednak ta tequila źle na mnie działa. Przeznaczenie? Chyba do końca mnie pogięło. Nie istnieje coś takiego! Nieodwołana konieczność? Fortuna? Fatum? Los? Ciekawe co jeszcze ciekawego wymyślę… Losy człowieka nie mogą być z góry określone. Sami decydujemy o sobie i o tym co się z nami dzieje w danej chwili. Żadne głupie przeznaczenie nie ma na to wpływu. Wypiłam kolejnego drinka, nie zwracając uwagi na to, że już po pierwszym gadałam głupoty. Stwierdziłam, że chyba lepiej będzie jeśli pójdę potańczyć, bo jestem zdolna opróżnić cały ich barek, jeszcze przed północą. Podziękowałam uprzejmie barmanowi, zostawiając na blacie wystarczającą ilość pieniędzy i ruszyłam na parkiet. Wkręciłam się w tłum i szczerze powiedziawszy miałam w dupie innych. Poruszałam swoim ciałem w rytm muzyki i nie interesowało mnie nic innego poza tym. Po kilku minutach zaschło mi w gardle, więc cofnęłam się do baru. Zajęłam ponownie miejsce i czekałam aż, tym razem inny, barman raczy mnie obsłużyć.
-Postawić ci drinka? – usłyszałam znajomy głos po swojej lewej. – Rekompensata za poranek w sklepie. Co ty na to?
-Jeśli chcesz… - powiedziałam obojętnie. Co jak co, ale darmowego drinka nie odmawia się nigdy, przenigdy. Zdążyłam już się tego nauczyć. Już po chwili przed nosem miałam chyba najbardziej ekskluzywnego drinka w całym tym lokalu. Zazwyczaj omijałam te najdroższe napoje, bo uważam to tylko i wyłącznie za stratę pieniędzy, jednak tym razem nie pogardzę. – Dzięki.
-Jestem Justin. – przedstawił się chłopak, wyciągając w moją stronę rękę. Uścisnęłam ją pewnie.
-Ronnie. – skwitowałam krótko biorąc pierwszy łyk trunku. Smak jakoś bardzo mnie nie zaskoczył, ale czułam, że wymieszane składniki, źle wpłyną na moją głowę. W końcu cholerstwo drogie było.
-Co robisz w takim miejscu? Po tym jak spotkałem cie rano, nie sądziłem, że uda mi się zobaczyć cie w takim miejscu.
-Niby dlaczego? – warknęłam w jego stronę. Zirytował mnie. Jak widać lubi oceniać książki po okładce.
-Tak jakoś. – odpowiedział z uśmiechem. Przysunął do ust szklankę ze swoim procentowym napojem i za jednym razem upił z niego połowę. Nie odezwałam się tym razem. Poprosiłam za to barmana o paczkę papierosów i popielniczkę. Chłopak widząc co robię, znów lekko się zdziwił. – Palisz? – przytaknęłam tylko i odpaliłam jednego szluga. – Dobra… Po dzisiejszym wieczorze, coś czuję, że nic nie będzie w stanie mnie zaskoczyć. – powiedział i wyciągnął rękę po papierosa. Poczęstowałam go. W końcu to tylko jedna sztuka, a on postawił mi drinka. Nie stanie mi się po tym krzywda. Spaliliśmy po jednym, dopiliśmy drinki i nawet nie wiem kiedy znaleźliśmy się na parkiecie. Nie ocierałam się jakoś specjalnie o niego. Nie jestem prostytutką. Ja tylko sobie kulturalnie tańczyłam. Chłopak chyba domyślał się, że nie ma co ze mną pogrywać, bo nawet nie próbował się do mnie dobrać, tak jak robili to inni wieśniacy z tego klubu. A może po prostu był miły? W sumie nie znam go za dobrze…
                Po kilku piosenkach postanowiliśmy znowu nawilżyć nasze gardła. Dobrze nam się razem rozmawiało, na błahe tematy. Ani ja oni on nie byliśmy jakoś bardzo ciekawscy, żeby wypytywać się nawzajem o dom czy rodzinę. Nawet nie wiedziałam ile chłopak ma lat. Czy to nie dziwne? Spędzam wieczór, z osobą, której znam zaledwie imię i nic więcej. Miałam ochotę na mojego lubionego drinka, więc zaproponowałam chłopakowi, że tym razem to ja wybiorę. Zgodził się, ciekawy moich upodobań.
-Dwa Malibu z cytryną i lodem, poproszę. – złożyłam zamówienie i spojrzałam wymownie na szatyna. Ten posłał w moją stronę cwany uśmiech.
-Cztery. – poprawił mnie. Spojrzałam na niego zszokowana. Tak chce się bawić? Dobra…
-Sześć.
-Pas. Chcę coś pamiętać. – zaśmiał się. Zrobiłam to samo. Już po chwili na ladzie stały nasze drinki. Przysunęłam trzy do chłopaka i trzy do siebie. Pierwszy poszedł na raz. Nie chciałam się nim bawić jako tako. Drugi poszedł już jako toast. – Za naszą krótką, ale jakże ciekawą znajomość. – powiedział szatyn i stuknął w moją szklankę. Przytaknęłam tylko i wypiłam całą zawartość naczynia. Już mieliśmy brać się za trzecie, gdy koło nas stanął jakiś chłopak, który wyglądał na nieco starszego od nas.

*oczami Justina*
                No nareszcie zjawił się ten bałwan. Chociaż… Moje dotychczasowe towarzystwo, wcale nie jest takie złe. Byleby ten idiota nie palnął teraz czegoś głupiego. Nie przy niej.
-Ooo… Czyżbym przeszkadzał? – zapytał. – Na dzisiaj? – wskazał dyskretnie na Ronnie, siedzącą obok, która uważnie mi się przyglądała. A czy ona wygląda jak prostytutka?! Warknąłem w myślach. Czy ten kretyn nie poznał mnie na tyle, żeby wiedzieć, że nie wykorzystuję zwykłych dziewczyn? Jeszcze się nie nauczył?!
-Przejdź do rzeczy, Bradley. – zamiast wiązanki przekleństw ułożonej w mojej głowie, wydusiłem z siebie tylko coś takiego.
-Jest towar. Wszyscy już są w piwnicy. – powiedział, a brunetce obok zaświeciły się oczy.
-Towar? Czy to jest to o czym myślę? – wypaliła, patrząc na mnie z cwanym uśmieszkiem.
-Może… Zależy o czym myślisz. – powiedziałem tajemniczo. – Dobra. Idziemy. – skinąłem na Brada. – Spotkamy się później. – zwróciłem się tym razem do Ronnie, jednak ta mnie zignorowała.
-Nie ma mowy. Idę z wami. – powiedziała, dopijając drinka. Spojrzałem na nią zszokowany. – No co? Zapłacę przecież. – wcale nie o to mi chodziło. Pokręciłem tylko głową i ruszyłem za Bradem, nie oglądając się czy dziewczyna idzie za nami. W sumie nie jestem jej ojcem, żeby jej zabraniać czegokolwiek. Jest pełnoletnia. Potrafi o siebie zadbać.
                Szliśmy bez słowa, omijając tańczących i zalanych ludzi. Zeszliśmy po schodach w dół. Wstęp mieli tam tylko nieliczni, więc od razu zauważyłem niepewność w oczach Ronnie, na widok wysokiego, czarnego goryla pilnującego drzwi. Gdy tylko mnie zobaczył, ustąpił drogi, bez żadnego słowa. Weszliśmy do pomieszczenia, gdzie siedzieli już wszyscy moi kumple i grali przy stole w pokera, popijając i paląc wszystko co możliwe. Zignorowałem ich i ruszyłem w głąb pokoju, ciągnąc za sobą dziewczynę. Wolałem, żeby chłopacy widzieli, że jest ona ze mną i nawet nie próbowali jej ruszać. Przyznałem sam przed samym sobą, że jakaś maleńka część mnie, nie chce, żeby coś stało się tej dziewczynie.
-Co my tu mamy… - powiedziałem sam do siebie, zatrzymując się przy stole, na którym leżały najróżniejsze prochy. Widziałem jak Ronnie zaświeciły się oczy. Oj, nie ma tak. Nie dla psa kiełbasa. W sumie to nawet ja dzisiaj nie odczuwałem wielkiej potrzeby żeby się zjarać czy coś. Picie z koleżanką obok jak widać mi nie sprzyjało. Chociaż towarzystwem nie pogardzę. – Daj te papierosy. – zwróciłem się do niej i wyciągnąłem rękę po proszony przedmiot. Bez słowa mi go podała. Rozwaliłem sklejoną bibułkę, usypałem trochę tytoniu, żeby zrobić miejsce na marihuanę i dosypałem narkotyk. Skleiłem bibułkę z powrotem i podałem skręta dziewczynie. Sobie zrobiłem takiego samego.
                Po chwili staliśmy oboje ze szlugami w rękach i rozmawialiśmy jak dobrzy znajomi. Czy to nie dziwne? Może, ale nie mam co narzekać…

*
Ten rozdział napisała Natalia ale wstawiam go ja :) Podoba Wam się? Mam nadzieję, że blog już Was wciąga i, że jak na razie Wam się podoba. :) Niedługo zrobię zwiastun, ale muszę to umówić z Natalią.
Do zobaczenia za tydzień. :3

sobota, 10 listopada 2012

Jeden.


                Kolejny poranek. Taki jak każdy inny. Ale kogo to obchodzi? Na pewno nie mnie. Obudziłam się przed budzikiem, który miał za zadanie sprawić, żebym na czas wyszykowała się do szkoły. Zazwyczaj mu to się udawało, ale zdarzało mi się spóźniać kilka razy. Czy to robi naprawdę tak wielką różnicę, czy przyjdę na pierwszą czy na trzecią lekcję? Może komuś i tak, ale na pewno nie mi. Po co planować sobie przyszłość? Że niby będziesz pilnym uczniem, grzecznym i takie tam… Pójdziesz na studia, dostaniesz dobrze płatną pracę, założysz rodzinę… Wszystko zaplanowane do ostatniego szczegółu. Po co tak robić? Przecież nic w życiu nie jest pewne. Lepiej żyć tak jak ja. Beztrosko, spontanicznie. Tak jest ciekawiej, a przede wszystkim łatwiej.
                Wstałam i spojrzałam na łóżko obok. Samantha, moja młodsza, piętnastoletnia siostra, jeszcze spała sobie w najlepsze. Postanowiłam jej nie budzić, przecież może to zrobić jej budzik, prawda? Przynajmniej mam wolną łazienkę. Zgarnęłam z szafy pierwsze lepsze ciuchy i wyszłam z pokoju. Nasza rodzinna łazienka znajdowała się na końcu korytarza. Codziennie rano mamy wojnę, jednak panuje tu zasada „kto pierwszy ten lepszy”. I tak też jest dzisiaj.
                Umyłam się i ubrałam w przyszykowane wcześniej ciuchy. Stanęłam przed lustrem w całej okazałości. Obcisłe, sprane spodnie i bluzka z głębokim dekoltem. Ciało było moim największym atutem. Dziewczyny ze szkoły mogły mi go tylko i wyłącznie pozazdrościć. No i popatrzeć. A miały na co, bo codziennie, bardzo ładnie je eksponowałam. Taka już jestem. Skromna i zajebista jednocześnie. Powieki pomalowałam ciemnym cieniem, poprawiłam to wszystko czarną, eyelinerową kreską. Usta ozdabiała czerwona pomadka. Jeszcze tylko maznęłam rzęsy tuszem, nałożyłam podkład i byłam gotowa do wyjścia. Wolałam jednak posiedzieć w łazience jeszcze chwilę. Dawno nie słyszałam wrzasków Samanthy. A są bardzo, ale to bardzo ciekawe. Pomimo, że dziewcze ma piętnaście lat, klnie jak szewc. Naprawdę. Nawet nasza matka zaczęła już to ignorować. Nic nie da się z nią zrobić, ale nie pozwolę, żeby stała się taka jak ja. Nie jest na to gotowa, ani tak bardzo zajebista.
                O jakież było moje zdziwienie, gdy do drzwi nie zaczęła dobijać się Sam, tylko Amy, jedna z bliźniaczek. Od kiedy one wstają tak wcześnie? Powoli wyszłam z łazienki, przy okazji trącając małą ramieniem. Żadna dziesięciolatka… w sumie nawet nie wiem ile one mają lat. W każdym razie, żaden dzieciak nie będzie mi rządził, kiedy mogę być w łazience. Udowodniłam to już wiele razy, jednak dzisiaj wolałam nie przesadzać, w szczególności, że wieczorem impreza. Jest piątek. Wolałabym, żeby matka znowu wyszła na jakąś randkę i wróciła na drugi dzień. Wtedy miałabym czas żeby się ogarnąć po imprezie. Tak jak zawsze zresztą. Weszłam do pokoju i zobaczyłam Samanthę, która robiła zamieszanie. Nie miała w co się ubrać. Czy mnie to dziwi? Ona codziennie rano ma taki problem. Nawet się nie odzywając, chwyciłam swoją torbę i zeszłam do kuchni. Przy blacie stała już mama. Piekła tosty. Chwyciłam jednego  i skierowałam się na korytarz. Jedzenie cały czas trzymałam w ustach, bo ręce miałam zajęte wiązaniem trampek.
-Wychodzę! – krzyknęłam gdy byłam już gotowa.
-A śniadanie do szkoły? – zapytała. W takim razie musiała się domyślić, ze zgarnęłam tosta.
-Kupię coś po drodze. – trzasnęłam drzwiami i już nie słyszałam co się dzieje w domu. Mało mnie to teraz obchodziło. Dziewczyny zawsze jeżdżą rano z matką, bo nie chce im się iść pieszo. Ja wolę się przejść po świeżym powietrzu, przynajmniej chociaż w małym stopniu odświeży mi to umysł, który będzie zadymiony wieczorem. To tak dla równości.
                Ulice były zapełnione. Całe Blackpool tętniło życiem. Każdy spieszył się do pracy, szkoły czy gdzieś tam indziej. Naprawdę nie interesowało mnie to. Dostrzegałam tylko takie drobne szczegóły. Szłam powolnym krokiem po promenadzie i patrzyłam na łódki. Morze Irlandzkie nie różniło się niczym od innych mórz, jednak dla mnie było wyjątkowe. Dlaczego? Bo to właśnie nad tym morzem są najlepsze imprezy na świecie. Sprawdziłam to. Teraz, we wrześniu niestety nie jest to możliwe. Chociaż nie narzekam. W tym roku trafiła nam się piękna, złota jesień, więc byłam zachwycona. Dziwne? Tak, dla mnie też to jest dziwne, ale czasami coś mnie weźmie na takie rozczulanie się nad otoczeniem. Nie moja wina.
                Weszłam do sklepu w którym miałam zamiar kupić sobie śniadanie do szkoły. Stwierdziłam, że nie ma nic godnego mojej uwagi, oprócz czekoladowego wafelka i pomarańczowego soku. Stałam przy półce i starałam się wybrać tego, który jest najtańszy, ale jednocześnie dobrej firmy. W pewnym momencie poczułam ogromny ciężar na plecach i gdyby nie to, że ktoś mnie chwycił, wpadłabym w soki i przewróciła cały ten regał.
-Przepraszam za kolegę, jest taką fajtłapą. – wyjaśnił mi jakiś głos. Usłyszałam go wprost przy uchu, więc po moim ciele przeszły przyjemne dreszcze, których nie dałam po sobie poznać. Obróciłam się i ujrzałam przed sobą chłopaka. Na pierwszy rzut oka, normalny nastolatek taki jak ja czy ty, jednak było w nim coś innego. Oczy. Pomimo tego, że były przekrwawione, brązowy odcień tęczówki był bardzo intensywny.
-Ta jasne. Uważajcie następnym razem. – powiedziałam normalnym głosem. Zgarnęłam w ręce pierwszy lepszy sok i ruszyłam do kasy, nawet się nie oglądając. Zapłaciłam za swoje śniadanie i ruszyłam do szkoły.
*
                Dzień minął mi jak najbardziej normalnie. Nauczyciele udawali, że potrafią uczyć, a ja udawałam, że coś umiem. Nic nadzwyczajnego. Wróciłam do domu i rzuciłam na łóżko. Matki nie było, moich jakże ukochanych siostrzyczek również. Miałam w domu błogą ciszę, której w tej chwili tak bardzo pragnęłam. Nie trwała ona długo, bo już po chwili włączyłam sobie seta z ostatniej imprezy. Cały dom trząsł się w rytm muzyki miksowanej przez didżeja, a ja… A ja nie robiłam nic. Chodziłam w tą i z powrotem i szykowałam się do wyjścia. To nic, że było wcześnie. Za bardzo się cieszyłam, żeby teraz jakoś się uspokoić. Taki imprezowy nastrój trafia mnie zawsze przed imprezą, więc gdy już tam dotrę, tryskam energią na kilometr! Nikt nie może mnie uspokoić. Czułam, że tak będzie i dzisiaj.
                Minęło kilka godzin, zdążyłam zjeść obiad, pooglądać film na komputerze i ogarnąć się na imprezę. Było po ósmej, więc postanowiłam, że będę się już zbierać. Matki nie było, tak jak przypuszczałam idzie spędzić upojną noc z jakimś, tylko jej znanym (a może nawet i nie), kolesiem.  Nie mówiąc nic nikomu, po prostu opuściłam dom. Miałam na sobie wysokie szpilki, które ani trochę nie przeszkadzały mi w chodzeniu, krótka obcisła sukienka, również była wygodna. Po drodze spaliłam papierosa i nawet nie spostrzegłam  kiedy znalazłam się w klubie. Weszłam do środka i już na samą rozgrzewkę podeszłam do baru.
-Tequilę z limonką. – powiedziałam do barmana. Ten tylko posłał w moją stronę cwany uśmiech. Już po chwili na blacie znajdował się zamówiony przeze mnie drink. Wypiłam szota i przygryzłam do niego owoc. Rozgrzałam się od razu. Poprosiłam jeszcze raz o to samo, jednak tym razem najpierw rozejrzałam się po całym pomieszczeniu. Zauważyłam z boku grupkę chłopaków. Stali z piwem w rękach i obserwowali z pożądaniem tańczące na środku dziewczyny. Dojrzałam w jednym z nich coś znajomego. Po dłuższym zastanowieniu, zorientowałam się kogo widzę. Chłopak ze sklepu, we własnej osobie. Przeznaczenie, czy zwykły przypadek?



~*~
Witamy serdecznie:)
Dream & Natka

 

czwartek, 18 października 2012

Prolog.

''Mówią, że nienawiść została wysłana
Więc porozmawiajmy o miłości
Nim pocałunki zostaną zabronione
Kochanie, przytul mnie ten jeden, ostatni raz
To jest marzenie, które goniłem
Chcąc tak źle, by to stało się rzeczywistością
I kiedy trzymasz moją dłoń, wtedy rozumiem
Że tak ma być, bo kiedy kochanie jesteś ze mną
To tak jakby anioł przyszedł i wziął mnie do nieba
Bo kiedy wpatruję się w Twoje oczy, nie mogłoby być lepiej
Pozwólmy wybuchnąć muzyce, pójdziemy zatańczyć nasz taniec
Żeby zadziwić innych, chociaż dla nich to nic nie znaczy
Bo to życie jest zbyt długie, a miłość zbyt silna
Więc kochanie, wiem z pewnością, że nigdy nie pozwolę Ci odejść''


Każdy z nas został stworzony do miłości.
Oboje nie zdawaliśmy sobie sprawy z tego jak mocno ona jest nam potrzebna.
Dopóki ona nas nie dopadła.
Byliśmy szczęśliwi, doganiając marzenia.
Dopóki to nas nie zniszczyło.
I dopiero wtedy zdajemy sobie sprawę 
Jak bardzo ta druga osoba jest nam potrzebna
I przeżywamy to całe piekło, dla niej
Bo kochamy.
Ludzie pytają się mnie dlaczego w porę nie uciekłam, przyczyna jest prosta
Kochałam go tak mocno, że nic nie mogło zmusić mnie do odejścia.
Nawet w Takiej sytuacji.