wtorek, 20 listopada 2012

Dwa.


                Oj chyba jednak ta tequila źle na mnie działa. Przeznaczenie? Chyba do końca mnie pogięło. Nie istnieje coś takiego! Nieodwołana konieczność? Fortuna? Fatum? Los? Ciekawe co jeszcze ciekawego wymyślę… Losy człowieka nie mogą być z góry określone. Sami decydujemy o sobie i o tym co się z nami dzieje w danej chwili. Żadne głupie przeznaczenie nie ma na to wpływu. Wypiłam kolejnego drinka, nie zwracając uwagi na to, że już po pierwszym gadałam głupoty. Stwierdziłam, że chyba lepiej będzie jeśli pójdę potańczyć, bo jestem zdolna opróżnić cały ich barek, jeszcze przed północą. Podziękowałam uprzejmie barmanowi, zostawiając na blacie wystarczającą ilość pieniędzy i ruszyłam na parkiet. Wkręciłam się w tłum i szczerze powiedziawszy miałam w dupie innych. Poruszałam swoim ciałem w rytm muzyki i nie interesowało mnie nic innego poza tym. Po kilku minutach zaschło mi w gardle, więc cofnęłam się do baru. Zajęłam ponownie miejsce i czekałam aż, tym razem inny, barman raczy mnie obsłużyć.
-Postawić ci drinka? – usłyszałam znajomy głos po swojej lewej. – Rekompensata za poranek w sklepie. Co ty na to?
-Jeśli chcesz… - powiedziałam obojętnie. Co jak co, ale darmowego drinka nie odmawia się nigdy, przenigdy. Zdążyłam już się tego nauczyć. Już po chwili przed nosem miałam chyba najbardziej ekskluzywnego drinka w całym tym lokalu. Zazwyczaj omijałam te najdroższe napoje, bo uważam to tylko i wyłącznie za stratę pieniędzy, jednak tym razem nie pogardzę. – Dzięki.
-Jestem Justin. – przedstawił się chłopak, wyciągając w moją stronę rękę. Uścisnęłam ją pewnie.
-Ronnie. – skwitowałam krótko biorąc pierwszy łyk trunku. Smak jakoś bardzo mnie nie zaskoczył, ale czułam, że wymieszane składniki, źle wpłyną na moją głowę. W końcu cholerstwo drogie było.
-Co robisz w takim miejscu? Po tym jak spotkałem cie rano, nie sądziłem, że uda mi się zobaczyć cie w takim miejscu.
-Niby dlaczego? – warknęłam w jego stronę. Zirytował mnie. Jak widać lubi oceniać książki po okładce.
-Tak jakoś. – odpowiedział z uśmiechem. Przysunął do ust szklankę ze swoim procentowym napojem i za jednym razem upił z niego połowę. Nie odezwałam się tym razem. Poprosiłam za to barmana o paczkę papierosów i popielniczkę. Chłopak widząc co robię, znów lekko się zdziwił. – Palisz? – przytaknęłam tylko i odpaliłam jednego szluga. – Dobra… Po dzisiejszym wieczorze, coś czuję, że nic nie będzie w stanie mnie zaskoczyć. – powiedział i wyciągnął rękę po papierosa. Poczęstowałam go. W końcu to tylko jedna sztuka, a on postawił mi drinka. Nie stanie mi się po tym krzywda. Spaliliśmy po jednym, dopiliśmy drinki i nawet nie wiem kiedy znaleźliśmy się na parkiecie. Nie ocierałam się jakoś specjalnie o niego. Nie jestem prostytutką. Ja tylko sobie kulturalnie tańczyłam. Chłopak chyba domyślał się, że nie ma co ze mną pogrywać, bo nawet nie próbował się do mnie dobrać, tak jak robili to inni wieśniacy z tego klubu. A może po prostu był miły? W sumie nie znam go za dobrze…
                Po kilku piosenkach postanowiliśmy znowu nawilżyć nasze gardła. Dobrze nam się razem rozmawiało, na błahe tematy. Ani ja oni on nie byliśmy jakoś bardzo ciekawscy, żeby wypytywać się nawzajem o dom czy rodzinę. Nawet nie wiedziałam ile chłopak ma lat. Czy to nie dziwne? Spędzam wieczór, z osobą, której znam zaledwie imię i nic więcej. Miałam ochotę na mojego lubionego drinka, więc zaproponowałam chłopakowi, że tym razem to ja wybiorę. Zgodził się, ciekawy moich upodobań.
-Dwa Malibu z cytryną i lodem, poproszę. – złożyłam zamówienie i spojrzałam wymownie na szatyna. Ten posłał w moją stronę cwany uśmiech.
-Cztery. – poprawił mnie. Spojrzałam na niego zszokowana. Tak chce się bawić? Dobra…
-Sześć.
-Pas. Chcę coś pamiętać. – zaśmiał się. Zrobiłam to samo. Już po chwili na ladzie stały nasze drinki. Przysunęłam trzy do chłopaka i trzy do siebie. Pierwszy poszedł na raz. Nie chciałam się nim bawić jako tako. Drugi poszedł już jako toast. – Za naszą krótką, ale jakże ciekawą znajomość. – powiedział szatyn i stuknął w moją szklankę. Przytaknęłam tylko i wypiłam całą zawartość naczynia. Już mieliśmy brać się za trzecie, gdy koło nas stanął jakiś chłopak, który wyglądał na nieco starszego od nas.

*oczami Justina*
                No nareszcie zjawił się ten bałwan. Chociaż… Moje dotychczasowe towarzystwo, wcale nie jest takie złe. Byleby ten idiota nie palnął teraz czegoś głupiego. Nie przy niej.
-Ooo… Czyżbym przeszkadzał? – zapytał. – Na dzisiaj? – wskazał dyskretnie na Ronnie, siedzącą obok, która uważnie mi się przyglądała. A czy ona wygląda jak prostytutka?! Warknąłem w myślach. Czy ten kretyn nie poznał mnie na tyle, żeby wiedzieć, że nie wykorzystuję zwykłych dziewczyn? Jeszcze się nie nauczył?!
-Przejdź do rzeczy, Bradley. – zamiast wiązanki przekleństw ułożonej w mojej głowie, wydusiłem z siebie tylko coś takiego.
-Jest towar. Wszyscy już są w piwnicy. – powiedział, a brunetce obok zaświeciły się oczy.
-Towar? Czy to jest to o czym myślę? – wypaliła, patrząc na mnie z cwanym uśmieszkiem.
-Może… Zależy o czym myślisz. – powiedziałem tajemniczo. – Dobra. Idziemy. – skinąłem na Brada. – Spotkamy się później. – zwróciłem się tym razem do Ronnie, jednak ta mnie zignorowała.
-Nie ma mowy. Idę z wami. – powiedziała, dopijając drinka. Spojrzałem na nią zszokowany. – No co? Zapłacę przecież. – wcale nie o to mi chodziło. Pokręciłem tylko głową i ruszyłem za Bradem, nie oglądając się czy dziewczyna idzie za nami. W sumie nie jestem jej ojcem, żeby jej zabraniać czegokolwiek. Jest pełnoletnia. Potrafi o siebie zadbać.
                Szliśmy bez słowa, omijając tańczących i zalanych ludzi. Zeszliśmy po schodach w dół. Wstęp mieli tam tylko nieliczni, więc od razu zauważyłem niepewność w oczach Ronnie, na widok wysokiego, czarnego goryla pilnującego drzwi. Gdy tylko mnie zobaczył, ustąpił drogi, bez żadnego słowa. Weszliśmy do pomieszczenia, gdzie siedzieli już wszyscy moi kumple i grali przy stole w pokera, popijając i paląc wszystko co możliwe. Zignorowałem ich i ruszyłem w głąb pokoju, ciągnąc za sobą dziewczynę. Wolałem, żeby chłopacy widzieli, że jest ona ze mną i nawet nie próbowali jej ruszać. Przyznałem sam przed samym sobą, że jakaś maleńka część mnie, nie chce, żeby coś stało się tej dziewczynie.
-Co my tu mamy… - powiedziałem sam do siebie, zatrzymując się przy stole, na którym leżały najróżniejsze prochy. Widziałem jak Ronnie zaświeciły się oczy. Oj, nie ma tak. Nie dla psa kiełbasa. W sumie to nawet ja dzisiaj nie odczuwałem wielkiej potrzeby żeby się zjarać czy coś. Picie z koleżanką obok jak widać mi nie sprzyjało. Chociaż towarzystwem nie pogardzę. – Daj te papierosy. – zwróciłem się do niej i wyciągnąłem rękę po proszony przedmiot. Bez słowa mi go podała. Rozwaliłem sklejoną bibułkę, usypałem trochę tytoniu, żeby zrobić miejsce na marihuanę i dosypałem narkotyk. Skleiłem bibułkę z powrotem i podałem skręta dziewczynie. Sobie zrobiłem takiego samego.
                Po chwili staliśmy oboje ze szlugami w rękach i rozmawialiśmy jak dobrzy znajomi. Czy to nie dziwne? Może, ale nie mam co narzekać…

*
Ten rozdział napisała Natalia ale wstawiam go ja :) Podoba Wam się? Mam nadzieję, że blog już Was wciąga i, że jak na razie Wam się podoba. :) Niedługo zrobię zwiastun, ale muszę to umówić z Natalią.
Do zobaczenia za tydzień. :3

sobota, 10 listopada 2012

Jeden.


                Kolejny poranek. Taki jak każdy inny. Ale kogo to obchodzi? Na pewno nie mnie. Obudziłam się przed budzikiem, który miał za zadanie sprawić, żebym na czas wyszykowała się do szkoły. Zazwyczaj mu to się udawało, ale zdarzało mi się spóźniać kilka razy. Czy to robi naprawdę tak wielką różnicę, czy przyjdę na pierwszą czy na trzecią lekcję? Może komuś i tak, ale na pewno nie mi. Po co planować sobie przyszłość? Że niby będziesz pilnym uczniem, grzecznym i takie tam… Pójdziesz na studia, dostaniesz dobrze płatną pracę, założysz rodzinę… Wszystko zaplanowane do ostatniego szczegółu. Po co tak robić? Przecież nic w życiu nie jest pewne. Lepiej żyć tak jak ja. Beztrosko, spontanicznie. Tak jest ciekawiej, a przede wszystkim łatwiej.
                Wstałam i spojrzałam na łóżko obok. Samantha, moja młodsza, piętnastoletnia siostra, jeszcze spała sobie w najlepsze. Postanowiłam jej nie budzić, przecież może to zrobić jej budzik, prawda? Przynajmniej mam wolną łazienkę. Zgarnęłam z szafy pierwsze lepsze ciuchy i wyszłam z pokoju. Nasza rodzinna łazienka znajdowała się na końcu korytarza. Codziennie rano mamy wojnę, jednak panuje tu zasada „kto pierwszy ten lepszy”. I tak też jest dzisiaj.
                Umyłam się i ubrałam w przyszykowane wcześniej ciuchy. Stanęłam przed lustrem w całej okazałości. Obcisłe, sprane spodnie i bluzka z głębokim dekoltem. Ciało było moim największym atutem. Dziewczyny ze szkoły mogły mi go tylko i wyłącznie pozazdrościć. No i popatrzeć. A miały na co, bo codziennie, bardzo ładnie je eksponowałam. Taka już jestem. Skromna i zajebista jednocześnie. Powieki pomalowałam ciemnym cieniem, poprawiłam to wszystko czarną, eyelinerową kreską. Usta ozdabiała czerwona pomadka. Jeszcze tylko maznęłam rzęsy tuszem, nałożyłam podkład i byłam gotowa do wyjścia. Wolałam jednak posiedzieć w łazience jeszcze chwilę. Dawno nie słyszałam wrzasków Samanthy. A są bardzo, ale to bardzo ciekawe. Pomimo, że dziewcze ma piętnaście lat, klnie jak szewc. Naprawdę. Nawet nasza matka zaczęła już to ignorować. Nic nie da się z nią zrobić, ale nie pozwolę, żeby stała się taka jak ja. Nie jest na to gotowa, ani tak bardzo zajebista.
                O jakież było moje zdziwienie, gdy do drzwi nie zaczęła dobijać się Sam, tylko Amy, jedna z bliźniaczek. Od kiedy one wstają tak wcześnie? Powoli wyszłam z łazienki, przy okazji trącając małą ramieniem. Żadna dziesięciolatka… w sumie nawet nie wiem ile one mają lat. W każdym razie, żaden dzieciak nie będzie mi rządził, kiedy mogę być w łazience. Udowodniłam to już wiele razy, jednak dzisiaj wolałam nie przesadzać, w szczególności, że wieczorem impreza. Jest piątek. Wolałabym, żeby matka znowu wyszła na jakąś randkę i wróciła na drugi dzień. Wtedy miałabym czas żeby się ogarnąć po imprezie. Tak jak zawsze zresztą. Weszłam do pokoju i zobaczyłam Samanthę, która robiła zamieszanie. Nie miała w co się ubrać. Czy mnie to dziwi? Ona codziennie rano ma taki problem. Nawet się nie odzywając, chwyciłam swoją torbę i zeszłam do kuchni. Przy blacie stała już mama. Piekła tosty. Chwyciłam jednego  i skierowałam się na korytarz. Jedzenie cały czas trzymałam w ustach, bo ręce miałam zajęte wiązaniem trampek.
-Wychodzę! – krzyknęłam gdy byłam już gotowa.
-A śniadanie do szkoły? – zapytała. W takim razie musiała się domyślić, ze zgarnęłam tosta.
-Kupię coś po drodze. – trzasnęłam drzwiami i już nie słyszałam co się dzieje w domu. Mało mnie to teraz obchodziło. Dziewczyny zawsze jeżdżą rano z matką, bo nie chce im się iść pieszo. Ja wolę się przejść po świeżym powietrzu, przynajmniej chociaż w małym stopniu odświeży mi to umysł, który będzie zadymiony wieczorem. To tak dla równości.
                Ulice były zapełnione. Całe Blackpool tętniło życiem. Każdy spieszył się do pracy, szkoły czy gdzieś tam indziej. Naprawdę nie interesowało mnie to. Dostrzegałam tylko takie drobne szczegóły. Szłam powolnym krokiem po promenadzie i patrzyłam na łódki. Morze Irlandzkie nie różniło się niczym od innych mórz, jednak dla mnie było wyjątkowe. Dlaczego? Bo to właśnie nad tym morzem są najlepsze imprezy na świecie. Sprawdziłam to. Teraz, we wrześniu niestety nie jest to możliwe. Chociaż nie narzekam. W tym roku trafiła nam się piękna, złota jesień, więc byłam zachwycona. Dziwne? Tak, dla mnie też to jest dziwne, ale czasami coś mnie weźmie na takie rozczulanie się nad otoczeniem. Nie moja wina.
                Weszłam do sklepu w którym miałam zamiar kupić sobie śniadanie do szkoły. Stwierdziłam, że nie ma nic godnego mojej uwagi, oprócz czekoladowego wafelka i pomarańczowego soku. Stałam przy półce i starałam się wybrać tego, który jest najtańszy, ale jednocześnie dobrej firmy. W pewnym momencie poczułam ogromny ciężar na plecach i gdyby nie to, że ktoś mnie chwycił, wpadłabym w soki i przewróciła cały ten regał.
-Przepraszam za kolegę, jest taką fajtłapą. – wyjaśnił mi jakiś głos. Usłyszałam go wprost przy uchu, więc po moim ciele przeszły przyjemne dreszcze, których nie dałam po sobie poznać. Obróciłam się i ujrzałam przed sobą chłopaka. Na pierwszy rzut oka, normalny nastolatek taki jak ja czy ty, jednak było w nim coś innego. Oczy. Pomimo tego, że były przekrwawione, brązowy odcień tęczówki był bardzo intensywny.
-Ta jasne. Uważajcie następnym razem. – powiedziałam normalnym głosem. Zgarnęłam w ręce pierwszy lepszy sok i ruszyłam do kasy, nawet się nie oglądając. Zapłaciłam za swoje śniadanie i ruszyłam do szkoły.
*
                Dzień minął mi jak najbardziej normalnie. Nauczyciele udawali, że potrafią uczyć, a ja udawałam, że coś umiem. Nic nadzwyczajnego. Wróciłam do domu i rzuciłam na łóżko. Matki nie było, moich jakże ukochanych siostrzyczek również. Miałam w domu błogą ciszę, której w tej chwili tak bardzo pragnęłam. Nie trwała ona długo, bo już po chwili włączyłam sobie seta z ostatniej imprezy. Cały dom trząsł się w rytm muzyki miksowanej przez didżeja, a ja… A ja nie robiłam nic. Chodziłam w tą i z powrotem i szykowałam się do wyjścia. To nic, że było wcześnie. Za bardzo się cieszyłam, żeby teraz jakoś się uspokoić. Taki imprezowy nastrój trafia mnie zawsze przed imprezą, więc gdy już tam dotrę, tryskam energią na kilometr! Nikt nie może mnie uspokoić. Czułam, że tak będzie i dzisiaj.
                Minęło kilka godzin, zdążyłam zjeść obiad, pooglądać film na komputerze i ogarnąć się na imprezę. Było po ósmej, więc postanowiłam, że będę się już zbierać. Matki nie było, tak jak przypuszczałam idzie spędzić upojną noc z jakimś, tylko jej znanym (a może nawet i nie), kolesiem.  Nie mówiąc nic nikomu, po prostu opuściłam dom. Miałam na sobie wysokie szpilki, które ani trochę nie przeszkadzały mi w chodzeniu, krótka obcisła sukienka, również była wygodna. Po drodze spaliłam papierosa i nawet nie spostrzegłam  kiedy znalazłam się w klubie. Weszłam do środka i już na samą rozgrzewkę podeszłam do baru.
-Tequilę z limonką. – powiedziałam do barmana. Ten tylko posłał w moją stronę cwany uśmiech. Już po chwili na blacie znajdował się zamówiony przeze mnie drink. Wypiłam szota i przygryzłam do niego owoc. Rozgrzałam się od razu. Poprosiłam jeszcze raz o to samo, jednak tym razem najpierw rozejrzałam się po całym pomieszczeniu. Zauważyłam z boku grupkę chłopaków. Stali z piwem w rękach i obserwowali z pożądaniem tańczące na środku dziewczyny. Dojrzałam w jednym z nich coś znajomego. Po dłuższym zastanowieniu, zorientowałam się kogo widzę. Chłopak ze sklepu, we własnej osobie. Przeznaczenie, czy zwykły przypadek?



~*~
Witamy serdecznie:)
Dream & Natka