Oj
chyba jednak ta tequila źle na mnie działa. Przeznaczenie? Chyba do końca mnie
pogięło. Nie istnieje coś takiego! Nieodwołana konieczność? Fortuna? Fatum?
Los? Ciekawe co jeszcze ciekawego wymyślę… Losy człowieka nie mogą być z góry
określone. Sami decydujemy o sobie i o tym co się z nami dzieje w danej chwili.
Żadne głupie przeznaczenie nie ma na to wpływu. Wypiłam kolejnego drinka, nie
zwracając uwagi na to, że już po pierwszym gadałam głupoty. Stwierdziłam, że
chyba lepiej będzie jeśli pójdę potańczyć, bo jestem zdolna opróżnić cały ich
barek, jeszcze przed północą. Podziękowałam uprzejmie barmanowi, zostawiając na
blacie wystarczającą ilość pieniędzy i ruszyłam na parkiet. Wkręciłam się w
tłum i szczerze powiedziawszy miałam w dupie innych. Poruszałam swoim ciałem w
rytm muzyki i nie interesowało mnie nic innego poza tym. Po kilku minutach
zaschło mi w gardle, więc cofnęłam się do baru. Zajęłam ponownie miejsce i
czekałam aż, tym razem inny, barman raczy mnie obsłużyć.
-Postawić ci drinka? – usłyszałam znajomy głos po swojej
lewej. – Rekompensata za poranek w sklepie. Co ty na to?
-Jeśli chcesz… - powiedziałam obojętnie. Co jak co, ale
darmowego drinka nie odmawia się nigdy, przenigdy. Zdążyłam już się tego
nauczyć. Już po chwili przed nosem miałam chyba najbardziej ekskluzywnego
drinka w całym tym lokalu. Zazwyczaj omijałam te najdroższe napoje, bo uważam
to tylko i wyłącznie za stratę pieniędzy, jednak tym razem nie pogardzę. –
Dzięki.
-Jestem Justin. – przedstawił się chłopak, wyciągając w moją
stronę rękę. Uścisnęłam ją pewnie.
-Ronnie. – skwitowałam krótko biorąc pierwszy łyk trunku.
Smak jakoś bardzo mnie nie zaskoczył, ale czułam, że wymieszane składniki, źle
wpłyną na moją głowę. W końcu cholerstwo drogie było.
-Co robisz w takim miejscu? Po tym jak spotkałem cie rano,
nie sądziłem, że uda mi się zobaczyć cie w takim miejscu.
-Niby dlaczego? – warknęłam w jego stronę. Zirytował mnie.
Jak widać lubi oceniać książki po okładce.
-Tak jakoś. – odpowiedział z uśmiechem. Przysunął do ust
szklankę ze swoim procentowym napojem i za jednym razem upił z niego połowę.
Nie odezwałam się tym razem. Poprosiłam za to barmana o paczkę papierosów i
popielniczkę. Chłopak widząc co robię, znów lekko się zdziwił. – Palisz? –
przytaknęłam tylko i odpaliłam jednego szluga. – Dobra… Po dzisiejszym
wieczorze, coś czuję, że nic nie będzie w stanie mnie zaskoczyć. – powiedział i
wyciągnął rękę po papierosa. Poczęstowałam go. W końcu to tylko jedna sztuka, a
on postawił mi drinka. Nie stanie mi się po tym krzywda. Spaliliśmy po jednym,
dopiliśmy drinki i nawet nie wiem kiedy znaleźliśmy się na parkiecie. Nie
ocierałam się jakoś specjalnie o niego. Nie jestem prostytutką. Ja tylko sobie
kulturalnie tańczyłam. Chłopak chyba domyślał się, że nie ma co ze mną
pogrywać, bo nawet nie próbował się do mnie dobrać, tak jak robili to inni
wieśniacy z tego klubu. A może po prostu był miły? W sumie nie znam go za
dobrze…
Po
kilku piosenkach postanowiliśmy znowu nawilżyć nasze gardła. Dobrze nam się
razem rozmawiało, na błahe tematy. Ani ja oni on nie byliśmy jakoś bardzo
ciekawscy, żeby wypytywać się nawzajem o dom czy rodzinę. Nawet nie wiedziałam
ile chłopak ma lat. Czy to nie dziwne? Spędzam wieczór, z osobą, której znam
zaledwie imię i nic więcej. Miałam ochotę na mojego lubionego drinka, więc zaproponowałam
chłopakowi, że tym razem to ja wybiorę. Zgodził się, ciekawy moich upodobań.
-Dwa Malibu z cytryną i lodem, poproszę. – złożyłam zamówienie
i spojrzałam wymownie na szatyna. Ten posłał w moją stronę cwany uśmiech.
-Cztery. – poprawił mnie. Spojrzałam na niego zszokowana.
Tak chce się bawić? Dobra…
-Sześć.
-Pas. Chcę coś pamiętać. – zaśmiał się. Zrobiłam to samo.
Już po chwili na ladzie stały nasze drinki. Przysunęłam trzy do chłopaka i trzy
do siebie. Pierwszy poszedł na raz. Nie chciałam się nim bawić jako tako. Drugi
poszedł już jako toast. – Za naszą krótką, ale jakże ciekawą znajomość. –
powiedział szatyn i stuknął w moją szklankę. Przytaknęłam tylko i wypiłam całą
zawartość naczynia. Już mieliśmy brać się za trzecie, gdy koło nas stanął jakiś
chłopak, który wyglądał na nieco starszego od nas.
*oczami Justina*
No
nareszcie zjawił się ten bałwan. Chociaż… Moje dotychczasowe towarzystwo, wcale
nie jest takie złe. Byleby ten idiota nie palnął teraz czegoś głupiego. Nie
przy niej.
-Ooo… Czyżbym przeszkadzał? – zapytał. – Na dzisiaj? –
wskazał dyskretnie na Ronnie, siedzącą obok, która uważnie mi się przyglądała. A czy ona wygląda jak prostytutka?! Warknąłem
w myślach. Czy ten kretyn nie poznał mnie na tyle, żeby wiedzieć, że nie
wykorzystuję zwykłych dziewczyn? Jeszcze się nie nauczył?!
-Przejdź do rzeczy, Bradley. – zamiast wiązanki przekleństw
ułożonej w mojej głowie, wydusiłem z siebie tylko coś takiego.
-Jest towar. Wszyscy już są w piwnicy. – powiedział, a
brunetce obok zaświeciły się oczy.
-Towar? Czy to jest to o czym myślę? – wypaliła, patrząc na
mnie z cwanym uśmieszkiem.
-Może… Zależy o czym myślisz. – powiedziałem tajemniczo. –
Dobra. Idziemy. – skinąłem na Brada. – Spotkamy się później. – zwróciłem się
tym razem do Ronnie, jednak ta mnie zignorowała.
-Nie ma mowy. Idę z wami. – powiedziała, dopijając drinka.
Spojrzałem na nią zszokowany. – No co? Zapłacę przecież. – wcale nie o to mi
chodziło. Pokręciłem tylko głową i ruszyłem za Bradem, nie oglądając się czy
dziewczyna idzie za nami. W sumie nie jestem jej ojcem, żeby jej zabraniać
czegokolwiek. Jest pełnoletnia. Potrafi o siebie zadbać.
Szliśmy
bez słowa, omijając tańczących i zalanych ludzi. Zeszliśmy po schodach w dół.
Wstęp mieli tam tylko nieliczni, więc od razu zauważyłem niepewność w oczach
Ronnie, na widok wysokiego, czarnego goryla pilnującego drzwi. Gdy tylko mnie
zobaczył, ustąpił drogi, bez żadnego słowa. Weszliśmy do pomieszczenia, gdzie
siedzieli już wszyscy moi kumple i grali przy stole w pokera, popijając i paląc
wszystko co możliwe. Zignorowałem ich i ruszyłem w głąb pokoju, ciągnąc za sobą
dziewczynę. Wolałem, żeby chłopacy widzieli, że jest ona ze mną i nawet nie
próbowali jej ruszać. Przyznałem sam przed samym sobą, że jakaś maleńka część
mnie, nie chce, żeby coś stało się tej dziewczynie.
-Co my tu mamy… - powiedziałem sam do siebie, zatrzymując
się przy stole, na którym leżały najróżniejsze prochy. Widziałem jak Ronnie
zaświeciły się oczy. Oj, nie ma tak. Nie dla psa kiełbasa. W sumie to nawet ja
dzisiaj nie odczuwałem wielkiej potrzeby żeby się zjarać czy coś. Picie z
koleżanką obok jak widać mi nie sprzyjało. Chociaż towarzystwem nie pogardzę. –
Daj te papierosy. – zwróciłem się do niej i wyciągnąłem rękę po proszony
przedmiot. Bez słowa mi go podała. Rozwaliłem sklejoną bibułkę, usypałem trochę
tytoniu, żeby zrobić miejsce na marihuanę i dosypałem narkotyk. Skleiłem
bibułkę z powrotem i podałem skręta dziewczynie. Sobie zrobiłem takiego samego.
Po chwili
staliśmy oboje ze szlugami w rękach i rozmawialiśmy jak dobrzy znajomi. Czy to
nie dziwne? Może, ale nie mam co narzekać…
*
Ten rozdział napisała Natalia ale wstawiam go ja :) Podoba Wam się? Mam nadzieję, że blog już Was wciąga i, że jak na razie Wam się podoba. :) Niedługo zrobię zwiastun, ale muszę to umówić z Natalią.
Do zobaczenia za tydzień. :3